Niemal w każdym kraju świata zostały wprowadzone ograniczenia i obostrzenia. Szwecja jest wyjątkiem, któremu cały świat przygląda się z ciekawością, ale też i zaniepokojeniem. Życie w tym północnym kraju toczy się niemal normalnie.
| Źródło: viva.pl
Eksperyment szwedzki. Na północy życie toczy się niemal normalnie
Rozmawialiśmy z Polakami mieszkającymi od kilkunastu lat w Szwecji. Rozmawialiśmy z naszymi rodzinami, które wybrały ten kraj jako miejsce do życia. Z jednej strony, są przerażeni widząc obrazki z Polski i całego świata. Jednak z drugiej strony, w Szwecji nie boją się o swoje zdrowie i życie.
Postawa Szwedów wzbudza sensację. Kiedy my musimy stosować się do kolejnych nakazów, zakazów i ograniczeń, odnajdywać się w nowej rzeczywistości - w Szwecji praktycznie nic się nie zmieniło. Dlaczego?
Walka z wirusem w Szwecji opiera się na idei wzajemnego zaufania państwa do obywateli i obywateli do państwa. Władze są przekonane, że lepiej doradzać niż nakazywać, a wtedy można liczyć przede wszystkim na odpowiedzialność społeczną.
Postawa Szwedów wzbudza sensację. Kiedy my musimy stosować się do kolejnych nakazów, zakazów i ograniczeń, odnajdywać się w nowej rzeczywistości - w Szwecji praktycznie nic się nie zmieniło. Dlaczego?
Walka z wirusem w Szwecji opiera się na idei wzajemnego zaufania państwa do obywateli i obywateli do państwa. Władze są przekonane, że lepiej doradzać niż nakazywać, a wtedy można liczyć przede wszystkim na odpowiedzialność społeczną.
Główne decyzje podejmują nie politycy, a eksperci. Szwedzki rząd ma pełne zaufanie do Folkhälsomyndigheten (odpowiednik polskiego sanepidu) - kryzysem zarządzają doświadczeni epidemiolodzy.
Dzisiaj najważniejszą osobą w Szwecji jest Anders Tegnell, szef Folkhälsomyndigheten. Badania pokazują, że ufa mu ponad 70% rodaków. Tegnell ma ogromne doświadczenie. W 1995 roku był jednym z trzech szwedzkich lekarzy, którzy pracowali podczas epidemii wirusa ebola w Afryce.
Ograniczenia praktycznie nie istnieją
Do tej pory szwedzki rząd wprowadził zakaz organizowania zgromadzeń powyżej 50 osób i odwiedzania ludzi w domach starców. I to są na chwilę obecną jedyne zakazy. Życie toczy się normalnie - większość Szwedów pracuje w domu, większość sama ogranicza kontakty towarzyskie - niepotrzebne są zakazy i nakazy z góry. Większość też nie planuje wyjazdów na święta. Robią to dlatego, że są odpowiedzialni, solidarni i zorganizowani, a nie dlatego, że grozi im za to mandat lub kara.
Szwedzcy epidemiolodzy, na czele z Andersem Tegnellem, podkreślają cały czas, że to nie jest wirus, który zniknie. Koronawirus może z nami zostać nawet dwa lata, dopóki nie pojawi się szczepionka, która i tak na samym początku nie będzie dostępna dla każdego.
W Szwecji uważa się, że trzeba znaleźć metodę walki z wirusem, która nie naruszy i nie zniszczy całkowicie tkanki społecznej. Metodę, która nie zniszczy gospodarki i nie doprowadzi do bankructw i masowych zwolnień. Kładzie się jednak nacisk na to, by ograniczać narastanie zachorowań i prowadzi się działania, by nie załamała się służba zdrowia.
W domu trzeba zostać, gdy ma się katar, gorączkę, kaszel. Trzeba trzymać się wszystkich zasad higieny i trzymać się z dala od siebie. I Szwedzi to robią, bo tak doradził, a nie nakazał im rząd. Zamknięte są licea i uniwersytety, bo dzięki temu udało się zmniejszyć liczbę ludzi w komunikacji miejskiej. Nadal otwarte są przedszkola i podstawówki.
Służba zdrowia daje radę
Na północy panuje przekonanie, że dopóki służba zdrowia sobie radzi, niepotrzebne są dodatkowe restrykcje. W ostatnich tygodniach z pomocą wojska zbudowano wiele szpitali polowych, a także zwiększono liczbę miejsc na oddziałach intensywnej terapii.
W Szwecji uważa się, że realną szansą na pokonanie COVID-19 jest wytworzenie odporności wśród społeczeństwa, tzw. odporności zbiorowej. Szacuje się, że gdy 60% społeczeństwa uzyska przeciwciała, będzie można zatrzymać koronawirusa. I teraz ruszają duże programy testów, by sprawdzić jak dużo mieszkańców ma już przeciwciała.
W Polsce, mimo zakazów i obostrzeń, epidemia koronawirusa nie zwalnia - mamy już prawie 4000 zachorowań. W Szwecji, gdzie ograniczenia nie obowiązują - jest, według najnowszych danych 6443 zachorowań, z czego 373 osoby zmarły
Epidemiolodzy w Szwecji uważają, że nawet jeśli uda się uporać z pierwszą falą koronawirusa do lata, to na pewno będziemy mieli drugą falę zachorowań na jesieni.
Nie pozostaje nam nic innego jak przyglądanie się temu, co dzieje się w Szwecji. A Was zachęcamy do tego, by ograniczać kontakty i pozostać w domach. Odpowiedzialne i racjonalne podejście do sprawy, pozwoli nam na szybkie opanowanie pierwszej fali epidemii. Miłej niedzieli!
Dzisiaj najważniejszą osobą w Szwecji jest Anders Tegnell, szef Folkhälsomyndigheten. Badania pokazują, że ufa mu ponad 70% rodaków. Tegnell ma ogromne doświadczenie. W 1995 roku był jednym z trzech szwedzkich lekarzy, którzy pracowali podczas epidemii wirusa ebola w Afryce.
Ograniczenia praktycznie nie istnieją
Do tej pory szwedzki rząd wprowadził zakaz organizowania zgromadzeń powyżej 50 osób i odwiedzania ludzi w domach starców. I to są na chwilę obecną jedyne zakazy. Życie toczy się normalnie - większość Szwedów pracuje w domu, większość sama ogranicza kontakty towarzyskie - niepotrzebne są zakazy i nakazy z góry. Większość też nie planuje wyjazdów na święta. Robią to dlatego, że są odpowiedzialni, solidarni i zorganizowani, a nie dlatego, że grozi im za to mandat lub kara.
Szwedzcy epidemiolodzy, na czele z Andersem Tegnellem, podkreślają cały czas, że to nie jest wirus, który zniknie. Koronawirus może z nami zostać nawet dwa lata, dopóki nie pojawi się szczepionka, która i tak na samym początku nie będzie dostępna dla każdego.
W Szwecji uważa się, że trzeba znaleźć metodę walki z wirusem, która nie naruszy i nie zniszczy całkowicie tkanki społecznej. Metodę, która nie zniszczy gospodarki i nie doprowadzi do bankructw i masowych zwolnień. Kładzie się jednak nacisk na to, by ograniczać narastanie zachorowań i prowadzi się działania, by nie załamała się służba zdrowia.
W domu trzeba zostać, gdy ma się katar, gorączkę, kaszel. Trzeba trzymać się wszystkich zasad higieny i trzymać się z dala od siebie. I Szwedzi to robią, bo tak doradził, a nie nakazał im rząd. Zamknięte są licea i uniwersytety, bo dzięki temu udało się zmniejszyć liczbę ludzi w komunikacji miejskiej. Nadal otwarte są przedszkola i podstawówki.
Służba zdrowia daje radę
Na północy panuje przekonanie, że dopóki służba zdrowia sobie radzi, niepotrzebne są dodatkowe restrykcje. W ostatnich tygodniach z pomocą wojska zbudowano wiele szpitali polowych, a także zwiększono liczbę miejsc na oddziałach intensywnej terapii.
W Szwecji uważa się, że realną szansą na pokonanie COVID-19 jest wytworzenie odporności wśród społeczeństwa, tzw. odporności zbiorowej. Szacuje się, że gdy 60% społeczeństwa uzyska przeciwciała, będzie można zatrzymać koronawirusa. I teraz ruszają duże programy testów, by sprawdzić jak dużo mieszkańców ma już przeciwciała.
W Polsce, mimo zakazów i obostrzeń, epidemia koronawirusa nie zwalnia - mamy już prawie 4000 zachorowań. W Szwecji, gdzie ograniczenia nie obowiązują - jest, według najnowszych danych 6443 zachorowań, z czego 373 osoby zmarły
Epidemiolodzy w Szwecji uważają, że nawet jeśli uda się uporać z pierwszą falą koronawirusa do lata, to na pewno będziemy mieli drugą falę zachorowań na jesieni.
Nie pozostaje nam nic innego jak przyglądanie się temu, co dzieje się w Szwecji. A Was zachęcamy do tego, by ograniczać kontakty i pozostać w domach. Odpowiedzialne i racjonalne podejście do sprawy, pozwoli nam na szybkie opanowanie pierwszej fali epidemii. Miłej niedzieli!
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj