Boże Narodzenie na Ziemi Lubawskiej - czyli jak kiedyś obchodzono ten wyjątkowy czas
A jak było na mojej rodzinnej Ziemi Lubawskiej?
Mieszkańcy Ziemi Lubawskiej przygotowywali się do świąt Bożego Narodzenia (25 grudnia) dwa, a czasem nawet trzy tygodnie wcześniej. Boże Narodzenie okoliczni mieszkańcy oraz sąsiedni Mazurzy nazywali Gwiazdką lub Godami. W tym miejscu należy podkreślić wyjątkowość tego święta i poprzedzającego je okresu zwanego adwentem. W kalendarzu liturgicznym pierwsza niedziela adwentu rozpoczyna rok liturgiczny (kościelny). Tak się składa, że pogańscy Prusowie również w tym okresie przygotowywali się do wejścia w swój nowy rok. Zbieżność praktyk chrześcijańskich i staro – pogańskich wynika z faktu, że Kościół nie znając prawdziwej daty narodzin Zbawiciela wyznaczył w IV w. n.e. obchód Bożego Narodzenia na dzień zimowego święta solarnego, które przypada 25 grudnia. W ten sposób pogańskie święto solarne zostało zastąpione świętem kościelnym. Wigilia w lubawskim dialekcie jest Wilią i zawsze obchodzi się ją w sposób uroczysty. Jeszcze w XIX i pierwszej połowie XX wieku było normalne, że tego dnia już od południa nikt nie pracował – wierzono, że w tym czasie grasują duchy i praca mogłaby je rozzłościć. Wieczerzę wigilijną podawano tradycyjnie wraz z pierwszą gwiazdką. Przedchrześcijańscy mieszkańcy Ziemi Lubawskiej w okresie wprowadzonych tu w średniowieczu świąt Bożego Narodzenia (i innych) obchodzili uroczyście święto plonów związane z zaklinaniem urodzaju na rozpoczynający się nowy rok. Sama Wigilia również ma w sobie wiele pogańskich elementów, takich jak np.: liczba potraw na wigilijnym stole. W wielu wsiach i miasteczkach wieczerzę tego dnia przyrządza się z siedmiu, dziewięciu, a czasami z dwunastu różnych potraw. Pierwsze zestawienie liczb wywodzi się z wierzeń pogańskich, w których liczby 9 i 7 przynosiły szczęście. Natomiast liczba 12 symbolizuje apostołów, siedzących obok Chrystusa podczas Ostatniej Wieczerzy. Podobnie zwyczaj zostawiania jednego wolnego miejsca przy wigilijnym stole. Pierwotnie poganie podczas posiłku pozostawiali jedno wolne nakrycie dla zmarłego przodka. Kościół natomiast nadał temu zwyczajowi inne znaczenie, a dokładnie przekonał ludzi, że wolne miejsce czeka na żywą osobę, np. na wędrowca, który może niespodziewanie odwiedzić rodzinę radującą się podczas wigilijnej kolacji z narodzin Zbawiciela. Prusowie zamieszkujący Ziemią Lubawską byli ludem gościnnym, do którego przemawiało takie tłumaczenie. Ponad to przy wigilijnym stole kładziono siano na obrusie oraz praktykowano zwyczaj dzielenia się białym opłatkiem między sobą oraz ze zwierzętami. Prof. Jan Falkowski z UMK autor książki "Ziemia Lubawska" wspomina, że ze zwierzętami zawsze dzielono się specjalnym kolorowym opłatkiem.Zgodnie ze starym zwyczajem lubawska młodzież o zmierzchu, tuż po wieczerzy wigilijnej, chodziła po wsi przebrana za babę i dziada, kominiarza, bociana z czerwonym dziobem i długimi szczypcami, często trzymając w ręku rózgi. Jeden z gwizdów (przebierańców) jeździł na sztucznym koniu zrobionym z drewna lub tektury i straszył dzieci, a bocian szczypał młode panny. Kominiarz smolił sadzą dziewczęta, a dziad z babą zbierali do koszy datki w postaci świątecznych wypieków i pieniędzy na wspólną kolację. We wsi Targowisko Dolne na Ziemi Lubawskiej tradycja przebierania się za gwizdów zamarła dopiero w latach osiemdziesiątych XX wieku. Teofil Ruczyński wspomina, że jeszcze w pierwszej połowie XX wieku, kiedy rodzina po wieczerzy wigilijnej siedząc przy choince śpiewała kolędy ktoś przebrany za gwizda potrafił im przerwać uderzając rózgami w szyby okien. Przerażający gwizd po wejściu do izby najczęściej żądał by dzieci zmówiły pacierz. W okresie zaborów oraz w odrodzonej Polsce nie było zwyczaju, który by nakazywał obdarowywanie dzieci przez rodziców lub kogoś przebranego za św. Mikołaja drogimi prezentami. Teofil Ruczyński wspomina, że „(…) prezenty takie jak łyżwy, narty, zegarki czy rowery były nie do pomyślenia, nawet koń na biegunach, czy „prawdziwa” fabryczna lalka były nieosiągalnym marzeniem. Dzieciom dawano przede wszystkim podarunki praktyczne (…)”. Najczęściej były to ubrania.
Zgodnie z najstarszą i prawdziwą tradycją, której obcy jest święty Mikołaj w czerwonym kubraczku i z dużym brzuchem stworzony w XX wieku przez Coca – Colę dzieci stawiały na oknie talerz na „boże dary”, do którego jak wierzono o północy Pan Jezus kładzie świąteczne podarki. Wiara w cudowne podarunki od Niebios pozostawała w umyśle ówczesnych dzieci dość długo. We wsiach Ziemi Lubawskiej często dzieci w wieku 9 – 10 lat ciągle wierzyły, że prezenty przynosi Jezus. Po drugiej wojnie światowej postępujący konsumpcjonizm oraz laicyzacja społeczeństwa przekształciły tę piękną tradycję w puste przekazywanie prezentów, często bez pasterki i jakiejkolwiek namiastki sacrum.Okres świąt Bożego Narodzenia trwał aż do dnia Trzech Króli. W rodzimym dialekcie ten wyjątkowy czas nazywano dwunastnicą lub dwunastką.
Kolędnicy na Ziemi LubawskiejW okresie świątecznym od niepamiętnych czasów, po miastach oraz wsiach chodzili kolędnicy z szopką lub z gwiazdą, własnoręcznie skonstruowaną z drewnianych listewek, które były oklejone kolorową bibułą. Całość była umocowana na długim drążku.
W okresie zaborów kolędowanie miało ogromne znaczenie dla przetrwania języka polskiego, który był wyniszczany i znienawidzony przez Niemców.
Dzięki tej pięknej tradycji, która w nieco zmienionej formie dotrwała do dnia dzisiejszego dzieci poprzez naukę i śpiewanie kolęd miały możliwość zetknięcia się z polską mową. Elementem tradycji, który nie dotrwał do naszych czasów jest wygłaszanie wierszowanej oracji po odśpiewaniu kolędy, którą dzieci składały życzenia odwiedzanym osobom. Oto dwie z sześcio zwrotkowej oracji przytoczone z książki Teofila Ruczyńskiego:
My z kolędą przychodzimy w wasze nikłe progi, co najlepsze wam życzymy Na ten roczek nowy.Zdrowia, zdrowia najlepszego dla całej rodziny, ażebyście dnia każdego Wszyscy zdrowi byli.
Autor: Tomasz Chełkowski
Kontakt: ziemialubawska@protonmail.com
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj